5:30
Znowu to samo jak każdego dnia...
Budzik, wstaję, myję się, ubieram, czeszę, schodzę na dół, biorę drugie śniadanie, witam się
z tatą, czekam na Vee i jedziemy do szkoły. Jednak wiem, ze to nie jest to samo co kiedyś.
Widzę smutne, przekrwione oczy taty i wiem, że nie sypia z jednego tylko powodu.
Harry. Nienawidzę go. To on sprawił, że w weekend nawet nie zmrużyłam oka.
Bezsenne noce to nie jedyne skutki jego wkroczenia w moje życie.
Nie potrafię jeść, pić, czytać, słuchać muzyki, oglądać filmów bez tej dręczącej mnie myśli.
Zostało mi pięć dni. Tylko tyle. Pięć dni wolności, spokoju i może nawet życia.
Długo się nad tym zastanawiałam i w zaistniałej sytuacji może nawet wolałabym umrzeć.
Jest tylko jeden mały problem, rozmawiałam o tym z tatą. Gdyby tylko mógł to by się nie zgodził, ale nie ma wyjścia, jeśli w sobotę nie będzie mnie w domu to znajdą i zabiją i mnie,
i jego. Mark wyraził się jasno: jeśli mnie nie będzie to i taty życie się skończy. Mój ojciec jest jak ja, myślę, że byłby w stanie popełnić samobójstwo. Musiałam przeżyć dla niego.
Mój rodziciel nie wie czego Harry może ode mnie chcieć, ale powiedział mi, ze lokowaty jest zdolny
do wszystkiego. Bałam się. Nidy wcześniej nie czułam czegoś takiego.
Wszystko w moim ciele się przewracało. Czułam się jakby wnętrzności miały mi zaraz wypłynąć na zewnątrz. Najbardziej denerwowało mnie to, że nie wiedziałam co jest przyczyną tego wszystkiego. Tata wyjaśnił mi tylko tyle, że był winny tym pięciu typom jakąś przysługę.
Nic więcej nie chciał powiedzieć.
Muszę się dowiedzieć, tak to głupie, że tak mnie to ciekawi, ale to naprawdę bardzo dziwne, że Mark miał z nimi coś wspólnego, przecież byli młodsi o jakieś dwadzieścia lat !
Tak też powiedziałam podczas naszej rozmowy. Wtedy dowiedziałam się czegoś jeszcze.
Wcale nie chodzi o naszego loczka, tylko o pana Stylesa - jego ojca.
To jest coraz bardziej skomplikowane...
W każdym razie, nie dopytywałam już, bo wiedziałam, ze to nic nie da.
Mój weekend wyglądał mniej więcej tak: płacz, wymioty, płacz, rozmowa z tatą, płacz, złość, wzrastające poczucie nienawiści, znowu płacz, coraz silniejszy ból psychiczny i strach, 15 minut snu ze zmęczenia, budzę się przypominam sobie wszystko i znów łzy mi ciekną po policzkach.
Dziś rano jednak powiedziałam sobie DOŚĆ. Został mi przecież tylko tydzień życia, w każdym razie normalnego życia. Szkoła to nie jest najlepszy pomysł. Oczywiście pójdę w piątek na zakończenie, ale jak na razie postanowiłam się wyszaleć i choć na chwilę zapomnieć o problemach. Nie mówiłam nic Vee o sobotnim zajściu. Zdawałam sobie sprawę, że jest moją najlepszą przyjaciółką i powinnam jej wszystko opowiedzieć, ale nie dałam rady. Gdy widzę jej promienny uśmiech i radość w jej oczach
z powodu nadchodzących wakacji... Nie mogę jej tego odebrać. Postanowiłam przeżyć te pięć dni jak najlepiej.
*
Poniedziałek
Wstałam o świcie i poszłam biegać cały czas uśmiechając się i nie zwracając uwagi na wiatr wiejący prosto w moją twarz. Potem zjadłam coś naprawdę kalorycznego. Zamówiłam sobie wszystko na co tylko miałam ochotę. Następnie spotkałam chłopaka, który mieszka naprzeciwko mnie i po prostu zaczęłam z nim rozmawiać. Zawsze brakowało mi odwagi.
Mam tylko pięć dni, nie mam czasu na nieśmiałość. Potem wróciłam do domu i tak jak w każdy poniedziałek obejrzałam nowy odcinek mojego ulubionego serialu. Ze słuchawkami na uszach dokończyłam czytać książkę, którą zaczęłam już dawno. Pojechałam na plażę i wskoczyłam do wody w ubraniach. Byłam szczęśliwa. Cieszyłam się każdym zachłyśnięciem wodą, uderzającą falą w mój brzuch. Położyłam się na plaży i patrzałam w niebo. Może ostatni raz czuję gorący piasek pod sobą i widzę białe mewy latające wokoło...
Leżałam tak bardzo długo. Gdy wreszcie wstałam byłam już całkiem sucha. Idąc dróżką zauważyłam żebraka, który spał w parku od kiedy pamiętam. Bez zastanowienia dałam mu mój portfel wraz z całą zawartością. Mnie on już się nie przyda. Powoli udałam się w kierunku domu. Mark jak zwykle, był jeszcze o tej godzinie
w pracy.
Wzięłam paczkę papierosów, którą trzymałam na te "gorsze chwile" i wyszłam na balkon. Patrzyłam na zachód słońca, a kolejne łzy spływały mi po policzkach. Wmawiałam sobie, że to przez dym...
**
Wtorek
Wstałam około ósmej. Żeby zająć czymś moje myśli nałożyłam szybko słuchawki na uszy.
Po chwili już śpiewałam razem z wokalistą. Nie, raczej się darłam. Sąsiedzi powinni mi dziękować za darmowy koncert. Otworzyłam szerzej okno i wyciągając się, wciągnęłam w płuca poranne powietrze. Idę dziś do szkoły, mam tam kilka spraw do załatwienia.
To, że właśnie trwała już lekcja działało na moja korzyść . Ubrałam się i wyszłam.
Bum...Drzwi od klasy z hukiem się otworzyły.
- Ups ... Przepraszam, ten przeciąg - uśmiechnęłam się niewinnie.
Nauczycielka matematyki patrzała na mnie ze zdziwieniem. No co się tak gapisz pokrako?!
- Panno Lawrence, pani i takie spóźnienie. Na pewno ma pani jakiś dobry powód.
-Właściwie to nie - wzruszyłam ramionami i udałam się do swojej ławki. W klasie panował cisza, wszyscy patrzyli na mnie w osłupieniu. Nauczycielka jak gdyby nigdy nic zaczęła dalej prowadzić lekcję. Szkoda miałam nadzieję, że tak szybko się nie znudzi. Nadeszła pora obiadu, na ten moment tylko czekałam.
Nie, wcale nie byłam głodna.
Podeszłam do kucharki z pustą tacą i odeszłam z pełna różnych świństw. Wzrokiem odszukałam stolik "vipów". Tu jesteście! Podeszłam bliżej. Megan, witaj skarbie. Przeszłam obok przypadkiem upuszczając mój posiłek, który trafił prosto na nią. Pisk. Jeden wielki przeraźliwy pisk. Tyle dało się usłyszeć zanim w stołówce zapanowała kompletna cisza.
- Co ty wyprawiasz?! Idiotko, na mózg Ci padło - darła mi się w twarz.
- Nie mi nic nie spadło za to ty masz na sobie mój obiad. No super, teraz muszę sobie iść po drugi,
wielkie dzięki. - Udałam obrażoną.
-Ty się martwisz tym gównem?! Wiesz ile kosztowała ta bluzka? - w momencie gdy to powiedziała wybuchnęłam śmiechem. Gdyby tylko wiedziała jakie ja mam problemy. Jej ciuchy naprawdę wydają
mi się w tej chwili najmniej ważne.
- Ale za to maseczkę masz za darmo - powiedziałam uśmiechając się, usłyszałam kilka chichotów
za moimi plecami, jednak gdy Megan wytrzeszczyła te swoje oczy wszystko ucichło.
- Zapłacisz mi za to ty mała suko! - warknęła.
- Nie sądzę - palec zamoczyłam w budynie na jej bluzce i go polizałam - Widzimy się na rozdaniu dyplomów.
I wyszłam. Tak po prostu. Co z tego, ze to dopiero środek lekcji. Byłam z siebie dumna. Osoba, która mnie prześladowała od tylu lat, właśnie została upokorzona na oczach całej szkoły.
Normalnie pewnie miałabym jakieś kłopoty, ale teraz już się tym nie przejmuję...
Budzik, wstaję, myję się, ubieram, czeszę, schodzę na dół, biorę drugie śniadanie, witam się
z tatą, czekam na Vee i jedziemy do szkoły. Jednak wiem, ze to nie jest to samo co kiedyś.
Widzę smutne, przekrwione oczy taty i wiem, że nie sypia z jednego tylko powodu.
Harry. Nienawidzę go. To on sprawił, że w weekend nawet nie zmrużyłam oka.
Bezsenne noce to nie jedyne skutki jego wkroczenia w moje życie.
Nie potrafię jeść, pić, czytać, słuchać muzyki, oglądać filmów bez tej dręczącej mnie myśli.
Zostało mi pięć dni. Tylko tyle. Pięć dni wolności, spokoju i może nawet życia.
Długo się nad tym zastanawiałam i w zaistniałej sytuacji może nawet wolałabym umrzeć.
Jest tylko jeden mały problem, rozmawiałam o tym z tatą. Gdyby tylko mógł to by się nie zgodził, ale nie ma wyjścia, jeśli w sobotę nie będzie mnie w domu to znajdą i zabiją i mnie,
i jego. Mark wyraził się jasno: jeśli mnie nie będzie to i taty życie się skończy. Mój ojciec jest jak ja, myślę, że byłby w stanie popełnić samobójstwo. Musiałam przeżyć dla niego.
Mój rodziciel nie wie czego Harry może ode mnie chcieć, ale powiedział mi, ze lokowaty jest zdolny
do wszystkiego. Bałam się. Nidy wcześniej nie czułam czegoś takiego.
Wszystko w moim ciele się przewracało. Czułam się jakby wnętrzności miały mi zaraz wypłynąć na zewnątrz. Najbardziej denerwowało mnie to, że nie wiedziałam co jest przyczyną tego wszystkiego. Tata wyjaśnił mi tylko tyle, że był winny tym pięciu typom jakąś przysługę.
Nic więcej nie chciał powiedzieć.
Muszę się dowiedzieć, tak to głupie, że tak mnie to ciekawi, ale to naprawdę bardzo dziwne, że Mark miał z nimi coś wspólnego, przecież byli młodsi o jakieś dwadzieścia lat !
Tak też powiedziałam podczas naszej rozmowy. Wtedy dowiedziałam się czegoś jeszcze.
Wcale nie chodzi o naszego loczka, tylko o pana Stylesa - jego ojca.
To jest coraz bardziej skomplikowane...
W każdym razie, nie dopytywałam już, bo wiedziałam, ze to nic nie da.
Mój weekend wyglądał mniej więcej tak: płacz, wymioty, płacz, rozmowa z tatą, płacz, złość, wzrastające poczucie nienawiści, znowu płacz, coraz silniejszy ból psychiczny i strach, 15 minut snu ze zmęczenia, budzę się przypominam sobie wszystko i znów łzy mi ciekną po policzkach.
Dziś rano jednak powiedziałam sobie DOŚĆ. Został mi przecież tylko tydzień życia, w każdym razie normalnego życia. Szkoła to nie jest najlepszy pomysł. Oczywiście pójdę w piątek na zakończenie, ale jak na razie postanowiłam się wyszaleć i choć na chwilę zapomnieć o problemach. Nie mówiłam nic Vee o sobotnim zajściu. Zdawałam sobie sprawę, że jest moją najlepszą przyjaciółką i powinnam jej wszystko opowiedzieć, ale nie dałam rady. Gdy widzę jej promienny uśmiech i radość w jej oczach
z powodu nadchodzących wakacji... Nie mogę jej tego odebrać. Postanowiłam przeżyć te pięć dni jak najlepiej.
*
Poniedziałek
Wstałam o świcie i poszłam biegać cały czas uśmiechając się i nie zwracając uwagi na wiatr wiejący prosto w moją twarz. Potem zjadłam coś naprawdę kalorycznego. Zamówiłam sobie wszystko na co tylko miałam ochotę. Następnie spotkałam chłopaka, który mieszka naprzeciwko mnie i po prostu zaczęłam z nim rozmawiać. Zawsze brakowało mi odwagi.
Mam tylko pięć dni, nie mam czasu na nieśmiałość. Potem wróciłam do domu i tak jak w każdy poniedziałek obejrzałam nowy odcinek mojego ulubionego serialu. Ze słuchawkami na uszach dokończyłam czytać książkę, którą zaczęłam już dawno. Pojechałam na plażę i wskoczyłam do wody w ubraniach. Byłam szczęśliwa. Cieszyłam się każdym zachłyśnięciem wodą, uderzającą falą w mój brzuch. Położyłam się na plaży i patrzałam w niebo. Może ostatni raz czuję gorący piasek pod sobą i widzę białe mewy latające wokoło...
Leżałam tak bardzo długo. Gdy wreszcie wstałam byłam już całkiem sucha. Idąc dróżką zauważyłam żebraka, który spał w parku od kiedy pamiętam. Bez zastanowienia dałam mu mój portfel wraz z całą zawartością. Mnie on już się nie przyda. Powoli udałam się w kierunku domu. Mark jak zwykle, był jeszcze o tej godzinie
w pracy.
Wzięłam paczkę papierosów, którą trzymałam na te "gorsze chwile" i wyszłam na balkon. Patrzyłam na zachód słońca, a kolejne łzy spływały mi po policzkach. Wmawiałam sobie, że to przez dym...
**
Wtorek
Wstałam około ósmej. Żeby zająć czymś moje myśli nałożyłam szybko słuchawki na uszy.
Po chwili już śpiewałam razem z wokalistą. Nie, raczej się darłam. Sąsiedzi powinni mi dziękować za darmowy koncert. Otworzyłam szerzej okno i wyciągając się, wciągnęłam w płuca poranne powietrze. Idę dziś do szkoły, mam tam kilka spraw do załatwienia.
To, że właśnie trwała już lekcja działało na moja korzyść . Ubrałam się i wyszłam.
Bum...Drzwi od klasy z hukiem się otworzyły.
- Ups ... Przepraszam, ten przeciąg - uśmiechnęłam się niewinnie.
Nauczycielka matematyki patrzała na mnie ze zdziwieniem. No co się tak gapisz pokrako?!
- Panno Lawrence, pani i takie spóźnienie. Na pewno ma pani jakiś dobry powód.
-Właściwie to nie - wzruszyłam ramionami i udałam się do swojej ławki. W klasie panował cisza, wszyscy patrzyli na mnie w osłupieniu. Nauczycielka jak gdyby nigdy nic zaczęła dalej prowadzić lekcję. Szkoda miałam nadzieję, że tak szybko się nie znudzi. Nadeszła pora obiadu, na ten moment tylko czekałam.
Nie, wcale nie byłam głodna.
Podeszłam do kucharki z pustą tacą i odeszłam z pełna różnych świństw. Wzrokiem odszukałam stolik "vipów". Tu jesteście! Podeszłam bliżej. Megan, witaj skarbie. Przeszłam obok przypadkiem upuszczając mój posiłek, który trafił prosto na nią. Pisk. Jeden wielki przeraźliwy pisk. Tyle dało się usłyszeć zanim w stołówce zapanowała kompletna cisza.
- Co ty wyprawiasz?! Idiotko, na mózg Ci padło - darła mi się w twarz.
- Nie mi nic nie spadło za to ty masz na sobie mój obiad. No super, teraz muszę sobie iść po drugi,
wielkie dzięki. - Udałam obrażoną.
-Ty się martwisz tym gównem?! Wiesz ile kosztowała ta bluzka? - w momencie gdy to powiedziała wybuchnęłam śmiechem. Gdyby tylko wiedziała jakie ja mam problemy. Jej ciuchy naprawdę wydają
mi się w tej chwili najmniej ważne.
- Ale za to maseczkę masz za darmo - powiedziałam uśmiechając się, usłyszałam kilka chichotów
za moimi plecami, jednak gdy Megan wytrzeszczyła te swoje oczy wszystko ucichło.
- Zapłacisz mi za to ty mała suko! - warknęła.
- Nie sądzę - palec zamoczyłam w budynie na jej bluzce i go polizałam - Widzimy się na rozdaniu dyplomów.
I wyszłam. Tak po prostu. Co z tego, ze to dopiero środek lekcji. Byłam z siebie dumna. Osoba, która mnie prześladowała od tylu lat, właśnie została upokorzona na oczach całej szkoły.
Normalnie pewnie miałabym jakieś kłopoty, ale teraz już się tym nie przejmuję...
***
Środa
Obudził mnie sms.
od Brad:
" Hej. Co to było?"
Ja:
" O czym mówisz?"
od Brad:
"Dobrze wiesz. Co twój obiad robił wczoraj na Megan?"
Ja:
"Przepraszam jeśli uraziłam twoją dziewczynę. To tylko kilka ziemniaków."
od Brad:
"Ona nie jest moją dziewczyną. Masz czas po południu?"
Ja:
"Pewnie mam. A co?"
od Brad:
"Spotkajmy się tam gdzie kiedyś, o piętnastej."
Środa
Obudził mnie sms.
od Brad:
" Hej. Co to było?"
Ja:
" O czym mówisz?"
od Brad:
"Dobrze wiesz. Co twój obiad robił wczoraj na Megan?"
Ja:
"Przepraszam jeśli uraziłam twoją dziewczynę. To tylko kilka ziemniaków."
od Brad:
"Ona nie jest moją dziewczyną. Masz czas po południu?"
Ja:
"Pewnie mam. A co?"
od Brad:
"Spotkajmy się tam gdzie kiedyś, o piętnastej."
Dziwiło
mnie to, że chce się ze mną spotkać. "Tam gdzie kiedyś."
Czyli chodzi mu o aleję.
Dlaczego akurat w tym miejscu? Chodziliśmy tam, gdy jeszcze byliśmy razem. Dobra, nie ważne.
Odrzuciłam kołdrę i wstałam. Dziś padało. No jasne, nawet pogoda postanowiła zrobić mi na złość.
Co by tu dziś robić... Mam, wesołe miasteczko! Nowa myśl napawała mnie entuzjazmem.
Szybko się umyłam i ubrałam w coś wygodnego, zbiegłam po schodach, taty już nie było, chwyciłam jabłko
i wybiegłam z domu.
Uwielbiam to miejsce, zawsze przychodziliśmy tu z tatą i mamą gdy byłam mała.. tyle pięknych wspomnień.
O tej porze roku było tu mnóstwo ludzi, rozejrzałam się dookoła, nikogo znajomego, sami turyści- to dobrze. Zaczęło się : beczka śmiechu, karuzela, łabędzie, balerina, enterprise, smocza jama, twister
i od nowa...tak chyba jakoś do 12:00 zleciał mi czas, byłam zmęczona, ale szczęśliwa. Kupiłam watę cukrową i usiadłam na ławeczce w cieniu. Rozkoszowałam się smakiem dzieciństwa. Na chwilę pozwoliłam swoim myślą uciec w stronę Harrego. Dlaczego on taki jest?
Zastanawiałam się czy on ma drugie oblicze, ale nawet jeśli je ma to bardzo dobrze je ukrywa.
Odgoniłam od siebie te myśli jak stado natrętnych much. Spojrzałam przed siebie... rollercoaster- moja ulubiona atrakcja. Chwile postałam w kolejce po bilety, gdy już wsiadałam do wagonika moja euforia sięgała zenitu. Znowu czułam się jakbym miała 10 lat. Tyle, że wtedy mogłam jeździć na mini rollercoasterze, to mój pierwszy raz na dużym. Po śmierci mamy nigdy nie wracałam do wesołego miasteczka, to sprawiało mi zbyt dużo bólu, ale postanowiłam sobie, że jeszcze kiedyś tu zajrzę,
a skoro moje „kiedyś” ostatnio było bardzo wątpliwe postanowiłam przezwyciężyć strach i przyjść
tu teraz.
Kolejka ruszyła. Poczułam nieprzyjemny fikołek w brzuchu. Powoli wjeżdżaliśmy coraz wyżej. Przyśpieszyliśmy. Zdawało się, że wagoniki z coraz większym trudem jechały do przodu. Zastanawiałam się czy nie zatrzymają się w połowie drogi na tą wielką górę, ale tak się nie stało. Znaleźliśmy się na samym czubku tej gigantycznej konstrukcji. Na chwilę jakby się zatrzymaliśmy : raz, dwa trzy...i whoooow! To było to! Zdawało mi się,
że pędzimy z prędkością światła. Coraz szybciej i szybciej. Robiło mi się niedobrze, słyszałam pisk innych ludzi, wiatr rozwiewał moje włosy, a ja wpadłam w trans. Widziałam i słyszałam wszystko każdą chwilę mojego życia... mama, tata, przedszkole, szkoła, wakacje, Vee, plac zabaw, śmiech, radość, wypadek, śmierć mamy, rozstanie z chłopakiem, terapia, psycholog, łzy, nieprzespane noce i w końcu spokój, koniec wszystkiego- kolejka się zatrzymała.
…
Była 14:50 gdy ujrzałam Brad' a zmierzającego w moim kierunku. O tej porze roku było tu naprawdę pięknie, nad nami rozpościerał się naturalny baldachim. Tworzyły go drzewa, które rosły tu równomiernie wzdłuż ścieżki, dlatego właśnie nazywamy to aleją.
Dlaczego akurat w tym miejscu? Chodziliśmy tam, gdy jeszcze byliśmy razem. Dobra, nie ważne.
Odrzuciłam kołdrę i wstałam. Dziś padało. No jasne, nawet pogoda postanowiła zrobić mi na złość.
Co by tu dziś robić... Mam, wesołe miasteczko! Nowa myśl napawała mnie entuzjazmem.
Szybko się umyłam i ubrałam w coś wygodnego, zbiegłam po schodach, taty już nie było, chwyciłam jabłko
i wybiegłam z domu.
Uwielbiam to miejsce, zawsze przychodziliśmy tu z tatą i mamą gdy byłam mała.. tyle pięknych wspomnień.
O tej porze roku było tu mnóstwo ludzi, rozejrzałam się dookoła, nikogo znajomego, sami turyści- to dobrze. Zaczęło się : beczka śmiechu, karuzela, łabędzie, balerina, enterprise, smocza jama, twister
i od nowa...tak chyba jakoś do 12:00 zleciał mi czas, byłam zmęczona, ale szczęśliwa. Kupiłam watę cukrową i usiadłam na ławeczce w cieniu. Rozkoszowałam się smakiem dzieciństwa. Na chwilę pozwoliłam swoim myślą uciec w stronę Harrego. Dlaczego on taki jest?
Zastanawiałam się czy on ma drugie oblicze, ale nawet jeśli je ma to bardzo dobrze je ukrywa.
Odgoniłam od siebie te myśli jak stado natrętnych much. Spojrzałam przed siebie... rollercoaster- moja ulubiona atrakcja. Chwile postałam w kolejce po bilety, gdy już wsiadałam do wagonika moja euforia sięgała zenitu. Znowu czułam się jakbym miała 10 lat. Tyle, że wtedy mogłam jeździć na mini rollercoasterze, to mój pierwszy raz na dużym. Po śmierci mamy nigdy nie wracałam do wesołego miasteczka, to sprawiało mi zbyt dużo bólu, ale postanowiłam sobie, że jeszcze kiedyś tu zajrzę,
a skoro moje „kiedyś” ostatnio było bardzo wątpliwe postanowiłam przezwyciężyć strach i przyjść
tu teraz.
Kolejka ruszyła. Poczułam nieprzyjemny fikołek w brzuchu. Powoli wjeżdżaliśmy coraz wyżej. Przyśpieszyliśmy. Zdawało się, że wagoniki z coraz większym trudem jechały do przodu. Zastanawiałam się czy nie zatrzymają się w połowie drogi na tą wielką górę, ale tak się nie stało. Znaleźliśmy się na samym czubku tej gigantycznej konstrukcji. Na chwilę jakby się zatrzymaliśmy : raz, dwa trzy...i whoooow! To było to! Zdawało mi się,
że pędzimy z prędkością światła. Coraz szybciej i szybciej. Robiło mi się niedobrze, słyszałam pisk innych ludzi, wiatr rozwiewał moje włosy, a ja wpadłam w trans. Widziałam i słyszałam wszystko każdą chwilę mojego życia... mama, tata, przedszkole, szkoła, wakacje, Vee, plac zabaw, śmiech, radość, wypadek, śmierć mamy, rozstanie z chłopakiem, terapia, psycholog, łzy, nieprzespane noce i w końcu spokój, koniec wszystkiego- kolejka się zatrzymała.
…
Była 14:50 gdy ujrzałam Brad' a zmierzającego w moim kierunku. O tej porze roku było tu naprawdę pięknie, nad nami rozpościerał się naturalny baldachim. Tworzyły go drzewa, które rosły tu równomiernie wzdłuż ścieżki, dlatego właśnie nazywamy to aleją.
-Cześć
– powiedział podchodząc do mnie.
-Hej... um dlaczego chciałeś się spotkać? - zapytałam od razu, mam tylko dwa dni, czas był jedyną rzeczą jakiej mi brakowało.
-Musze z tobą porozmawiać, przejdźmy się – mówiąc to ruszył przed siebie wytyczoną ścieżką, a ja posłusznie poszłam za nim. Cisza. Jakby zbierał się na odwagę.
- To w stołówce hmm nie pochwalam takiego zachowania, ale to było mega, wszyscy się śmiali, myślę, że Megan w końcu dostała to, na co zasłużyła. - powiedział w końcu, a ja się uśmiechnęłam.
-Myślałam, że ją lubisz.
-
Nie, już nie. Przejrzałem na oczy. Wtedy... byłem głupi, naprawdę
nie wiem jak mogłem cię dla niej zostawić, wybacz. - spuścił
wzrok, a ja miałam wrażenie, że zaraz się rozpłacze. W tym
momencie poczułam, że jestem w stanie mu wybaczyć.-Hej... um dlaczego chciałeś się spotkać? - zapytałam od razu, mam tylko dwa dni, czas był jedyną rzeczą jakiej mi brakowało.
-Musze z tobą porozmawiać, przejdźmy się – mówiąc to ruszył przed siebie wytyczoną ścieżką, a ja posłusznie poszłam za nim. Cisza. Jakby zbierał się na odwagę.
- To w stołówce hmm nie pochwalam takiego zachowania, ale to było mega, wszyscy się śmiali, myślę, że Megan w końcu dostała to, na co zasłużyła. - powiedział w końcu, a ja się uśmiechnęłam.
-Myślałam, że ją lubisz.
- Brad, um no ej. Wszystko ok. - podniosłam jego podbródek – Już jest dobrze, wybaczyłam ci.
- Tego nie da się wybaczyć... - cisza, szliśmy i szliśmy, a czas uciekał.
-
Wiesz, muszę już iść – powiedziałam w końcu.
- Nie! Poczekaj- chwycił mnie za nadgarstek – Postanowiłem ci to dziś powiedzieć i to zrobię... Ja wciąż cię kocham, wiem jakim jestem dupkiem i co zrobiłem, ale błagam wróć do mnie Soph- zatkało mnie, patrzyłam w jego błękitne oczy i chciałam się w nich utopić. Wiedziałam, że mówi prawdę, bardzo dobrze go znałam.
- Brad, ja też cię wciąż kocham, ale nie mogę... nie mogę z tobą być- łza spłynęła mi po policzku.
- Nie! Poczekaj- chwycił mnie za nadgarstek – Postanowiłem ci to dziś powiedzieć i to zrobię... Ja wciąż cię kocham, wiem jakim jestem dupkiem i co zrobiłem, ale błagam wróć do mnie Soph- zatkało mnie, patrzyłam w jego błękitne oczy i chciałam się w nich utopić. Wiedziałam, że mówi prawdę, bardzo dobrze go znałam.
- Brad, ja też cię wciąż kocham, ale nie mogę... nie mogę z tobą być- łza spłynęła mi po policzku.
- Wiedziałem, masz już kogoś prawda? To dobrze, on na pewno się
tobą zaopiekuje, chcę twojego szczęścia. - lekko uniósł kąciki
ust, ale nie udało mu się uśmiechnąć.
-Nie ja po prostu...- nie wiedziałam jak odpowiednio dobrać słowa- ...wyjeżdżam, od razu po zakończeniu roku szkolnego.
-Nie ja po prostu...- nie wiedziałam jak odpowiednio dobrać słowa- ...wyjeżdżam, od razu po zakończeniu roku szkolnego.
Chwycił moją twarz w dłonie i mnie pocałował- Będę czekał... -wyszeptał.
****
Czwartek
Postanowiłam cały dzisiejszy dzień spędzić z Vee. Czekałam na nią właśnie jedząc płatki i bezmyślnie przełączając kanały w telewizji. Nic, same nudy i problemy, które w porównaniu do moich były bezsensowne. Dokończyłam śniadanie i zmyłam po sobie naczynia. Pod dom podjechała Vee. Powiedziałam jej to samo co Brad'owi, że wyjeżdżam na studia. Myślę, że tak będzie najlepiej.
Muszę spędzić z moją przyjaciółką te ostatnie chwile jak najlepiej. Wybiegłam z domu i już chwilę potem odjeżdżałyśmy.
To był świetny dzień: najpierw zakupy, potem lody, zaczepianie nieznajomych, bieganie dookoła parku bez większego celu, rzeczy, które bawiły tylko nas.. mogłabym tak spędzić całe swoje życie.
Teraz jednak czekało mnie najgorsze- pożegnanie. Zobaczę ją jeszcze jutro na rozdaniu dyplomów,
ale postanowiłyśmy zrobić to dziś, jutro nie dam rady. Wzięłam głęboki wdech.
-Vee, ja.. - próbowałam zacząć.
-
Cicho, nic nie mów. - pozwoliła
mi oprzeć swoją głowę na jej ramieniu, już
nikt nie powstrzymywał łez, ani ona, ani jaCzwartek
Postanowiłam cały dzisiejszy dzień spędzić z Vee. Czekałam na nią właśnie jedząc płatki i bezmyślnie przełączając kanały w telewizji. Nic, same nudy i problemy, które w porównaniu do moich były bezsensowne. Dokończyłam śniadanie i zmyłam po sobie naczynia. Pod dom podjechała Vee. Powiedziałam jej to samo co Brad'owi, że wyjeżdżam na studia. Myślę, że tak będzie najlepiej.
Muszę spędzić z moją przyjaciółką te ostatnie chwile jak najlepiej. Wybiegłam z domu i już chwilę potem odjeżdżałyśmy.
To był świetny dzień: najpierw zakupy, potem lody, zaczepianie nieznajomych, bieganie dookoła parku bez większego celu, rzeczy, które bawiły tylko nas.. mogłabym tak spędzić całe swoje życie.
Teraz jednak czekało mnie najgorsze- pożegnanie. Zobaczę ją jeszcze jutro na rozdaniu dyplomów,
ale postanowiłyśmy zrobić to dziś, jutro nie dam rady. Wzięłam głęboki wdech.
-Vee, ja.. - próbowałam zacząć.
-
Soph, bez względu na to co się stanie, zawsze będę twoją
najlepszą przyjaciółką, kocham cię jak siostrę i nikt, ani nic
tego nie zmieni. - powiedziała na chwilę patrząc mi w
oczy.
-Promise ? - zapytałam wyciągając mały palec prawej dłoni.
- Promise – powiedziała robiąc „haczyk” z naszych palców.
- Spędziłam z tobą najlepsze chwile mojego życia – wyszeptałam.
- Tak, to było cudowne – przyznała – a pamiętasz jak …. i resztę dnia spędziliśmy na wspominaniu.
-Promise ? - zapytałam wyciągając mały palec prawej dłoni.
- Promise – powiedziała robiąc „haczyk” z naszych palców.
- Spędziłam z tobą najlepsze chwile mojego życia – wyszeptałam.
- Tak, to było cudowne – przyznała – a pamiętasz jak …. i resztę dnia spędziliśmy na wspominaniu.
*****
Piątek
Dziś mój wielki dzień. Rozdanie dyplomów. Długo na to czekałam i nikt (czytaj Harry) nie zabierze mi tego szczęścia. Wstałam wcześnie, bo z nadmiaru emocji nie mogłam spać. Ubrałam się tak jak wszyscy, czyli w togę. Wyglądało to zabawnie, nie przypominałam wcale absolwenta.
Tata męczył się z krawatem, pomogłam mu.
- Po ceremonii zabieram cię na lody – oznajmił - dziś po południu jesteś tylko moja – nie powiedział tego, ale ja wiedziałam, że to prawdopodobnie nasze ostatnie chwile spędzone razem.
- To super, truskawkowe- uśmiechnęłam się.
- Co -
zapytał.
- No te lody ! - wybuchnęłam śmiechem, a Mark do mnie dołączył.
- Chodź już lepiej, bo się spóźnimy – powiedział dalej się śmiejąc.
- No te lody ! - wybuchnęłam śmiechem, a Mark do mnie dołączył.
- Chodź już lepiej, bo się spóźnimy – powiedział dalej się śmiejąc.
...
Trema, radość, obawa – te uczucia towarzyszyły mi cały czas, ale teraz gdy już tylko minuty dzieliły mnie od tego momentu to już wszystko się we mnie gotowało.
Wtedy to usłyszałam, moje imię i nazwisko. Dumnym krokiem podeszłam do dyrektora, żeby odebrać swój dyplom. Podziękowania, pozdrowienia i wreszcie w mojej ręce znajdowała się kartka papieru mówiąca o tym, że skończyłam szkołę. Jakie to piękne uczucie, tyle lat nauki w końcu zostało wynagrodzone. Widziałam tatę, stał z tyłu pod drzewem, nigdy nie lubił wychodzić z cienia, zawsze trzymał się na uboczu. Uśmiechał się, ale widziałam jeszcze coś- łzy.
Kropelki bezbarwnej cieczy zaczęły spływać mi po policzkach. Byłam z siebie dumna, ale to nie jedyny powód dla którego płakałam. Dziś był piątek, a to oznaczało tylko jedno... Jutro jest sobota.
Wierzchem dłoni otarłam łzy z moich policzków i zeszłam z prymitywnej sceny, na której rozdawano dokumenty, które trzymałam w dłoni. To dziwne, kiedyś wydawały mi się wszystkim, a teraz to tylko kartka papieru, nic więcej...
…
-
O i jeszcze tu – tata przyłożył mi palec do nosa.
- Gdzie - zapytałam rozbawiona, ubrudzić się lodem, tak to zdecydowanie w moim stylu.
- Na nosie księżniczko – powiedział zmywając serwetką resztki loda z mojej twarzy.
Jadłam już drugą porcję, a tata pił trzecią kawę. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym.
O tych cudownych chwilach i o tych złych. O mamie i o Vee. O tym co jest dobre,a co złe.
Jednak ani razu nie poruszyliśmy jednego tematu. Ostatni dzień... Postanowiłam cieszyć się chwilą.
- Gdzie - zapytałam rozbawiona, ubrudzić się lodem, tak to zdecydowanie w moim stylu.
- Na nosie księżniczko – powiedział zmywając serwetką resztki loda z mojej twarzy.
Jadłam już drugą porcję, a tata pił trzecią kawę. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym.
O tych cudownych chwilach i o tych złych. O mamie i o Vee. O tym co jest dobre,a co złe.
Jednak ani razu nie poruszyliśmy jednego tematu. Ostatni dzień... Postanowiłam cieszyć się chwilą.
-
Wiesz Soph, chcę żebyś pracowała gdzieś w pobliżu, chcę cię
mieć blisko siebie, myślałaś już o czymś? Nie musisz się
śpieszyć, lubię jak mi gotujesz – uśmiechnął się, a mi
zrzedła mina.
- Tato o czym ty mówisz? Dobrze wiesz jak jest. Nie będzie pracy, obiadów, niczego.
- Musisz żyć tak jakby jutra miało nie być. Carpe diem, słońce. Pozwól mi choć chwilę o wszystkim zapomnieć, spędźmy ten dzień tak jak kiedyś, gdy mama jeszcze żyła. O jutrze pomyśli się jutro- w jego oczach widziałam smutek.
- Dobrze... To gdzie teraz? - starałam się zmienić temat.
- Ty wybieraj, to w końcu twój dzień. - powiedział, a ja już wiedziałam co powiem.
- Tato, chodźmy do mamy, na cmentarz, dawno mnie tam nie było – tata szeroko otworzył oczy.
- Tato o czym ty mówisz? Dobrze wiesz jak jest. Nie będzie pracy, obiadów, niczego.
- Musisz żyć tak jakby jutra miało nie być. Carpe diem, słońce. Pozwól mi choć chwilę o wszystkim zapomnieć, spędźmy ten dzień tak jak kiedyś, gdy mama jeszcze żyła. O jutrze pomyśli się jutro- w jego oczach widziałam smutek.
- Dobrze... To gdzie teraz? - starałam się zmienić temat.
- Ty wybieraj, to w końcu twój dzień. - powiedział, a ja już wiedziałam co powiem.
- Tato, chodźmy do mamy, na cmentarz, dawno mnie tam nie było – tata szeroko otworzył oczy.
-
Nie wiem czy to dobry pomysł. Mieliśmy cieszyć się dniem,
pamiętasz? - zapytał.
- Wiem, ale muszę się pożegnać. - zanim zdążył wstać od stolika jedna łza spłynęła po jego policzku i spadła na ziemię.
- Wiem, ale muszę się pożegnać. - zanim zdążył wstać od stolika jedna łza spłynęła po jego policzku i spadła na ziemię.
…
Moja
mama jest pochowana za miastem, na wzgórzu, pod wierzbą.
To do niej pasuje. Zawsze była jak drzewo, pod którym spoczęła. Szeptała do ucha wskazówki,
ale to ty wzbierałeś czy chcesz ich słuchać. Złapałam Marka za rękę i razem podeszliśmy do grobu z białego marmuru. Uklęknęłam koło niego, bo czułam, że zaraz upadnę. Teraz już płakałam, słone łzy zasłoniły mi cały świat. Ból rozrywał mnie od środka.
- Tak bardzo chcę być już z nią – wyszeptałam, a tata objął mnie i mocno wtulił w siebie.
- Wiem skarbie, ale musisz być silna. Dla mnie, dla mamy...
-------------------------------------------
Trzeci rozdział...
Trochę było mi ciężko pisząc go, przeżywam wszystko wraz z Sophi.
Przepraszam, że musieliście tak długo czekać.
Dziś po szkole powiedziałam sobie: dziś muszę to dokończyć.
W ten sposób właśnie spędziłam popołudnie.
Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Jeśli byście mogli to zostawcie komentarz.
A jak tam nowy szablon? Oceńcie.
Przepraszam za ewentualne błędy, mam nadzieję, że to nie jest problem.
See ya :)
To do niej pasuje. Zawsze była jak drzewo, pod którym spoczęła. Szeptała do ucha wskazówki,
ale to ty wzbierałeś czy chcesz ich słuchać. Złapałam Marka za rękę i razem podeszliśmy do grobu z białego marmuru. Uklęknęłam koło niego, bo czułam, że zaraz upadnę. Teraz już płakałam, słone łzy zasłoniły mi cały świat. Ból rozrywał mnie od środka.
- Tak bardzo chcę być już z nią – wyszeptałam, a tata objął mnie i mocno wtulił w siebie.
- Wiem skarbie, ale musisz być silna. Dla mnie, dla mamy...
-------------------------------------------
Trzeci rozdział...
Trochę było mi ciężko pisząc go, przeżywam wszystko wraz z Sophi.
Przepraszam, że musieliście tak długo czekać.
Dziś po szkole powiedziałam sobie: dziś muszę to dokończyć.
W ten sposób właśnie spędziłam popołudnie.
Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Jeśli byście mogli to zostawcie komentarz.
A jak tam nowy szablon? Oceńcie.
Przepraszam za ewentualne błędy, mam nadzieję, że to nie jest problem.
See ya :)
Lots of Love xx
Weronika
Weronika