- Kogo my tu mamy... Czy to nie twoja córeczka, Mark?
Spojrzałam na tatę, stróżki potu spływały mu po czole. Spojrzał w moje oczy i wtedy zobaczyłam, że jego twarz wykrzywia dziwny grymas. Ból ...Ostatni raz widziałam go w takim stanie po śmierci matki.
- Błagam, nie mieszajcie jej w to - powiedział do nieznajomych - Sophie idź do swojego pokoju - tym razem zwrócił się do mnie, ale nie miałam zamiaru go posłuchać dopóki nie dowiem się o co tu chodzi.
- Nie, niech zostanie z nami - powiedział chłopak w roztrzepanych włosach, uśmiechał się,
ale jakoś nie podnosiło mnie to na duchu. Wtedy zauważyłam, że wszyscy są dość młodzi,
nie mogli mieć więcej niż 25 lat. raczej nie byli znajomymi taty z pracy, pierwszy raz ich widzę. Zastanawiało mnie co w takim razie robią u mnie w domu o drugiej w nocy, przecież nie przyszli sobie pograć w karty - porozmawiajmy...
Mark był już gotowy zaprzeczyć, ale postanowiłam, że tym razem to ja się odezwę. Denerwowało mnie już to, że zachowują się tak jakby mnie tam w ogóle nie było.
- Tato, powiedz mi kim są twoi znajomi - spojrzałam na niego wymownie, a potem jeszcze raz na "gości".
- Jak to? Tatuś nie opowiadał ci o starych przyjaciołach? Oooo to szkoda. - powiedział znowu ten sam koleś, wyczułam sarkazm. Wszyscy zachowywali się dziwnie: ten, który się odezwał jako pierwszy, nazwijmy go- loczek przyglądał mi się z zamyśleniem, jakby oceniał każdy skrawek mojego ciała...po plecach przeszły mi ciarki. Chłopak w nieułożonej fryzurze siedzący koło niego wciąż szczerzył zęby jakby był jakiś opętany, nie powiem, że mi się to podobało. Blondyn uśmiechnął się nieśmiało, jakby trochę chciał złagodzić sytuację, w sumie z całej tej zgrai on wyglądał na najbardziej normalnego, szybko odwzajemniłam uśmiech. Mulat hmm... co on właściwie robił? W sumie to nic rozsiadł się wygodnie tak jakby miał za chwilę zasnąć, widocznie znudzony całą sytuacją. Facet, który wyglądał na najpoważniejszego był jakiś taki zdenerwowany, albo nie taki jakiś oficjalny. Ten ostatni wstał i powiedział :
- Dobra chłopaki sprzątamy i wynosimy się stąd - w tym momencie wszyscy trochę się ożywili, a zwłaszcza mój ojciec, w oczach blondyna zauważyłam smutek i jakby... wspóczucie. Co do cholery tu się wyprawia?
Zaraz, zaraz co się dzieje? Wtedy Mulat wyciągnął pistolet i wycelował w Marka.
- Że co? - wydarłam się - Co to kurwa ma być?
- A no tak - lufa pistoletu była teraz wycelowana w moją stronę - rozumiem, że nie chcesz patrzeć na śmierć twojego ojca? W takim razie będziesz pierwsza. W sumie szkoda, że się tu pojawiłaś fajna była z ciebie dziewczyna. - Jak to była? Mój ojciec wstał, ale został przytrzymany przez tego poważnego, który cały czas obserwował wszystko co się dzieje dookoła, był chyba najrozsądniejszy z nich wszystkich....
Czyli co? To już koniec? Życie. Nagle to słowo nabrało zupełnie innego znaczenia. To trochę smutne, że gdy już pozbierałam się po śmierci mamy i myślałam, że wszystko będzie dobrze nagle pięciu typów postanowiło to zniszczyć. Widocznie moje życie nie miało się zakończyć "happy endem". Po co ja się tak męczyłam? Po co te wszystkie jebane terapie?!
Mogłam się poddać od razu. Bez tych wszystkich łez, krzyków, koszmarów, bólu. Teraz byłabym już z moją mamą... Ale w sumie nic nie szkodzi, już niedługo. Byłam tylko zła,
że mój ojciec też zginie. Kocham go, on nie zasługuje na śmierć. Ciekawiło mnie dlaczego ktoś chciałby zabić mojego ojca. On nie należał do osób, które komuś mogłyby się w jakiś sposób naprzykrzyć, raczej był lubiany. Trochę zabawne jest to, że w obliczu śmierci wszystko wydaje się inne. Jeszce śmieszniejsze jest to, że nawet nie wiem dlaczego ten debli do mnie celuje. No serio koleś weź się określ dobra? Chciałam, żeby to wszystko się już skończyło. Żebyśmy znowu byli razem: tata, mama i ja, całą rodziną, już na zawsze. Nagle cały strach wyparował, poczułam ulgę. Wszystkie problemy przestały mieć znaczenie. Spojrzałam jeszcze na mojego ojca, który miał łzy w oczach i teraz musiał już być przytrzymywany, przez dwóch mężczyzn. Wyszeptałam ciche "do widzenia"
i zamknęłam oczy.
- Stop - ktoś powiedział zachrypniętym głosem. Co? Jak to? Podniosłam powieki. Loczek patrzał się w prost na mnie - Zmiana planów chłopcy. - wszyscy łącznie ze mną spojrzeli na niego ze zdziwieniem.
- Co masz na myśli? - zapytał pan "mam wszystko pod kontrolą".
- Hmmm... Widzę, że nie boisz się śmierci - olał poprzednie pytanie i podszedł do mnie - nawet nie zadrżałaś - przyjrzał mi się uważnie, nie wiedziałam o co mu chodzi i co mam teraz powiedzieć.
- Jakoś mi nie zależy - wymamrotałam, patrząc mu w oczy.
- Hmmm.... Ale na ojczulku pewnie ci zależy prawda? - nie odpowiedziałam, a on tylko się zaśmiał - mam dla ciebie propozycję... Bo widzisz ja lubię się bawić, zabijanie mnie nie kręci. Są ciekawsze zajęcia - loczek, co ty kurwa masz na myśli? Uniosłam brew - Nudzi mi się, dotrzymałabyś mi towarzystwa? Zanim mi przerwiesz posłuchaj do końca...
No więc.. sprawa jest prosta ty idziesz ze mną, twój tatulek jest bezpieczny, co ty na to?
- A co jeśli się nie zgodzę? - tak, głupie pytanie, ale gram na zwłokę.
- Jak to co? - zaśmiał się i odwrócił na pięcie wyciągając pistolet, skierował się w stronę Marka - do widzenia panie Lawrence.
- Dobra ! okej... zgadzam się - no i co zadowolony? Ugh..widocznie tak, odwrócił się
i przybrał minę zwycięzcy... skurwiel.
- Oszalałaś?! To nie są przyjaciele rodziny! Oni zrobią ci krzywdę - mój tata darł się jak oszalały.
- No nie domyśliłam się! Myślałam, ze grasz sobie z nimi w bingo ! - cała piątka wybuchnęła śmiechem, no naprawdę bardzo zabawne! - masz może jakiś lepszy pomysł? - zwróciłam się do Marka.. no oczywiście, że nie miał.
- Ok, maleńka czyli umowa stoi? - loczek podał mi rękę, ale ja jej nie uścisnęłam.
- Musze skończyć szkołę, został mi tylko tydzień - musiałam coś wymyślić.
- Ugh... po co ci ta jebana szkoła?! A zresztą i tak jutro wyjeżdżam - chyba trochę się wkurwił - dziś jest sobota, równo za tydzień w sobotę widzimy się znów skarbie - skarbie?! co proszę? nie chciałam go bardziej wkurwić, ale na język cisnęło mi się kilka ostrych słów... wolałam jednak się zamknąć, bo przyznam, że oni byli straszni...tak bałam się ich - przyjadę po ciebie, bądź gotowa o 17:00 i bez żadnych wykrętów, policja ci nie pomoże, mam znajomości - uśmiechnął się z wyższością.
- Dobra spadamy, Harry - powiedział pan "szopa na głowie" i ręką nakazał blondynowi
i temu poważnemu puścić Marka, chyba nie miał nic do gadania, ewidentnie loczek tu rządził - A ty pamiętaj - spojrzał na mnie - nie uciekniesz nam - znów ten uśmiech,
po plecach przeszły mnie ciarki.
- Do zobaczenia skarbie - powiedział loczek, który jak się okazało ma na imię Harry, po czym cała piątka wyszła.
- No to przejebane...
Spojrzałam na tatę, stróżki potu spływały mu po czole. Spojrzał w moje oczy i wtedy zobaczyłam, że jego twarz wykrzywia dziwny grymas. Ból ...Ostatni raz widziałam go w takim stanie po śmierci matki.
- Błagam, nie mieszajcie jej w to - powiedział do nieznajomych - Sophie idź do swojego pokoju - tym razem zwrócił się do mnie, ale nie miałam zamiaru go posłuchać dopóki nie dowiem się o co tu chodzi.
- Nie, niech zostanie z nami - powiedział chłopak w roztrzepanych włosach, uśmiechał się,
ale jakoś nie podnosiło mnie to na duchu. Wtedy zauważyłam, że wszyscy są dość młodzi,
nie mogli mieć więcej niż 25 lat. raczej nie byli znajomymi taty z pracy, pierwszy raz ich widzę. Zastanawiało mnie co w takim razie robią u mnie w domu o drugiej w nocy, przecież nie przyszli sobie pograć w karty - porozmawiajmy...
Mark był już gotowy zaprzeczyć, ale postanowiłam, że tym razem to ja się odezwę. Denerwowało mnie już to, że zachowują się tak jakby mnie tam w ogóle nie było.
- Tato, powiedz mi kim są twoi znajomi - spojrzałam na niego wymownie, a potem jeszcze raz na "gości".
- Jak to? Tatuś nie opowiadał ci o starych przyjaciołach? Oooo to szkoda. - powiedział znowu ten sam koleś, wyczułam sarkazm. Wszyscy zachowywali się dziwnie: ten, który się odezwał jako pierwszy, nazwijmy go- loczek przyglądał mi się z zamyśleniem, jakby oceniał każdy skrawek mojego ciała...po plecach przeszły mi ciarki. Chłopak w nieułożonej fryzurze siedzący koło niego wciąż szczerzył zęby jakby był jakiś opętany, nie powiem, że mi się to podobało. Blondyn uśmiechnął się nieśmiało, jakby trochę chciał złagodzić sytuację, w sumie z całej tej zgrai on wyglądał na najbardziej normalnego, szybko odwzajemniłam uśmiech. Mulat hmm... co on właściwie robił? W sumie to nic rozsiadł się wygodnie tak jakby miał za chwilę zasnąć, widocznie znudzony całą sytuacją. Facet, który wyglądał na najpoważniejszego był jakiś taki zdenerwowany, albo nie taki jakiś oficjalny. Ten ostatni wstał i powiedział :
- Dobra chłopaki sprzątamy i wynosimy się stąd - w tym momencie wszyscy trochę się ożywili, a zwłaszcza mój ojciec, w oczach blondyna zauważyłam smutek i jakby... wspóczucie. Co do cholery tu się wyprawia?
Zaraz, zaraz co się dzieje? Wtedy Mulat wyciągnął pistolet i wycelował w Marka.
- Że co? - wydarłam się - Co to kurwa ma być?
- A no tak - lufa pistoletu była teraz wycelowana w moją stronę - rozumiem, że nie chcesz patrzeć na śmierć twojego ojca? W takim razie będziesz pierwsza. W sumie szkoda, że się tu pojawiłaś fajna była z ciebie dziewczyna. - Jak to była? Mój ojciec wstał, ale został przytrzymany przez tego poważnego, który cały czas obserwował wszystko co się dzieje dookoła, był chyba najrozsądniejszy z nich wszystkich....
Czyli co? To już koniec? Życie. Nagle to słowo nabrało zupełnie innego znaczenia. To trochę smutne, że gdy już pozbierałam się po śmierci mamy i myślałam, że wszystko będzie dobrze nagle pięciu typów postanowiło to zniszczyć. Widocznie moje życie nie miało się zakończyć "happy endem". Po co ja się tak męczyłam? Po co te wszystkie jebane terapie?!
Mogłam się poddać od razu. Bez tych wszystkich łez, krzyków, koszmarów, bólu. Teraz byłabym już z moją mamą... Ale w sumie nic nie szkodzi, już niedługo. Byłam tylko zła,
że mój ojciec też zginie. Kocham go, on nie zasługuje na śmierć. Ciekawiło mnie dlaczego ktoś chciałby zabić mojego ojca. On nie należał do osób, które komuś mogłyby się w jakiś sposób naprzykrzyć, raczej był lubiany. Trochę zabawne jest to, że w obliczu śmierci wszystko wydaje się inne. Jeszce śmieszniejsze jest to, że nawet nie wiem dlaczego ten debli do mnie celuje. No serio koleś weź się określ dobra? Chciałam, żeby to wszystko się już skończyło. Żebyśmy znowu byli razem: tata, mama i ja, całą rodziną, już na zawsze. Nagle cały strach wyparował, poczułam ulgę. Wszystkie problemy przestały mieć znaczenie. Spojrzałam jeszcze na mojego ojca, który miał łzy w oczach i teraz musiał już być przytrzymywany, przez dwóch mężczyzn. Wyszeptałam ciche "do widzenia"
i zamknęłam oczy.
- Stop - ktoś powiedział zachrypniętym głosem. Co? Jak to? Podniosłam powieki. Loczek patrzał się w prost na mnie - Zmiana planów chłopcy. - wszyscy łącznie ze mną spojrzeli na niego ze zdziwieniem.
- Co masz na myśli? - zapytał pan "mam wszystko pod kontrolą".
- Hmmm... Widzę, że nie boisz się śmierci - olał poprzednie pytanie i podszedł do mnie - nawet nie zadrżałaś - przyjrzał mi się uważnie, nie wiedziałam o co mu chodzi i co mam teraz powiedzieć.
- Jakoś mi nie zależy - wymamrotałam, patrząc mu w oczy.
- Hmmm.... Ale na ojczulku pewnie ci zależy prawda? - nie odpowiedziałam, a on tylko się zaśmiał - mam dla ciebie propozycję... Bo widzisz ja lubię się bawić, zabijanie mnie nie kręci. Są ciekawsze zajęcia - loczek, co ty kurwa masz na myśli? Uniosłam brew - Nudzi mi się, dotrzymałabyś mi towarzystwa? Zanim mi przerwiesz posłuchaj do końca...
No więc.. sprawa jest prosta ty idziesz ze mną, twój tatulek jest bezpieczny, co ty na to?
- A co jeśli się nie zgodzę? - tak, głupie pytanie, ale gram na zwłokę.
- Jak to co? - zaśmiał się i odwrócił na pięcie wyciągając pistolet, skierował się w stronę Marka - do widzenia panie Lawrence.
- Dobra ! okej... zgadzam się - no i co zadowolony? Ugh..widocznie tak, odwrócił się
i przybrał minę zwycięzcy... skurwiel.
- Oszalałaś?! To nie są przyjaciele rodziny! Oni zrobią ci krzywdę - mój tata darł się jak oszalały.
- No nie domyśliłam się! Myślałam, ze grasz sobie z nimi w bingo ! - cała piątka wybuchnęła śmiechem, no naprawdę bardzo zabawne! - masz może jakiś lepszy pomysł? - zwróciłam się do Marka.. no oczywiście, że nie miał.
- Ok, maleńka czyli umowa stoi? - loczek podał mi rękę, ale ja jej nie uścisnęłam.
- Musze skończyć szkołę, został mi tylko tydzień - musiałam coś wymyślić.
- Ugh... po co ci ta jebana szkoła?! A zresztą i tak jutro wyjeżdżam - chyba trochę się wkurwił - dziś jest sobota, równo za tydzień w sobotę widzimy się znów skarbie - skarbie?! co proszę? nie chciałam go bardziej wkurwić, ale na język cisnęło mi się kilka ostrych słów... wolałam jednak się zamknąć, bo przyznam, że oni byli straszni...tak bałam się ich - przyjadę po ciebie, bądź gotowa o 17:00 i bez żadnych wykrętów, policja ci nie pomoże, mam znajomości - uśmiechnął się z wyższością.
- Dobra spadamy, Harry - powiedział pan "szopa na głowie" i ręką nakazał blondynowi
i temu poważnemu puścić Marka, chyba nie miał nic do gadania, ewidentnie loczek tu rządził - A ty pamiętaj - spojrzał na mnie - nie uciekniesz nam - znów ten uśmiech,
po plecach przeszły mnie ciarki.
- Do zobaczenia skarbie - powiedział loczek, który jak się okazało ma na imię Harry, po czym cała piątka wyszła.
- No to przejebane...
--------------------------------------------
No i jest, już drugi rozdział :)
Nie przejmujcie się tym, że jest taki krótki, będą dłuższe, ale zależało mi na tym, żeby w tym momencie go zakończyć.
Przepraszam za błędy, ale po całym tygodniu pracy, mój mózg już nie pracuje...
No i jest, już drugi rozdział :)
Nie przejmujcie się tym, że jest taki krótki, będą dłuższe, ale zależało mi na tym, żeby w tym momencie go zakończyć.
Przepraszam za błędy, ale po całym tygodniu pracy, mój mózg już nie pracuje...
Jednak obiecałam, że dodam w piątek więc postanowiłam dotrzymać słowa.
Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał i, że dalej będziecie czytać.
Pamiętajcie, że komentarze motywują ;D
Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał i, że dalej będziecie czytać.
Pamiętajcie, że komentarze motywują ;D
A teraz spadam czytać ff z zakładki " blogi czytelników"
i Was też tam zapraszam.
i Was też tam zapraszam.
Kolejny rudział pewnie jakoś za tydzień.
Lots of Love
Lots of Love
Weronika xx